Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kność jej rysów występywała najlepiej w profilu. Na chwilę przed drugim aktem, ujrzano wchodzącego do loży Rostowów Piotra. Utył jeszcze bardziej w tym czasie, był dziwnie smutny i przybity. Rostowy o nim nie wiedzieli, odkąd byli w Moskwie. Spostrzegłszy Nataszkę, Piotr przyspieszył kroku i zamienił z nią słów kilka. Odwróciła głowę mimowolnie czując na sobie wzrok Anatola, wyrażający uwielbienie pełne zapału, i przytem czułość niewypowiedzianą. Zmieszała się, widząc go tuż pod ich lożą. Widziała że go zachwyca, a dotąd nie znała wcale tego człowieka.
W drugim akcie dekoracje przedstawiały cmentarz, okryty nagrobkami. W głębi w płótnie stanowiącem tło sceny, była dziura, która miała księżyc przedstawiać. Na scenie ciemno się zrobiło, za pomocą deski przysłaniającej światło kinkiet, wzdłuż sceny ustawionych. Trąby i basy, grały ponuro, tonem głuchym, a mnóstwo ludzi otulonych dużemi, czarnemi płaszczami, wyszli z po za kulis. Zaczęli wywijać rękami jak szaleńcy, a jeden z nich trząsł gwałtownie jakimś przedmiotem ostrym i szpiczastym, który przypominał z daleka sztylet. Teraz nadbiegli inni jacyś ludzie, ciągnąc gwałtem ową tęgą pannę w bieli, która obecnie była ubrana niebiesko. Szczęściem dla niej zaczęli śpiewać wszyscy razem, zamiast uprowadzić ją dalej. Zaledwie skończyli drżeć się w niebogłosy, za kulisami odezwały się trzy donośne uderzenia, w jakąś blachę mosiężną, a ludzie w czarnych płaszczach poklękali natychmiast, intonując hymn rzewny i podniosły, który publiczność obsypała grzmiącemi oklaskami, przerywając tem nawet objawy tak