Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ojca. Chciałabym przynajmniej wiedzieć, czy mu się to opłaci na przyszłość?...
Zdawało się Piotrowi, że w tem naleganiu księżniczki, żeby mówił jej prawdę, tylko szczerą prawdę, czuć również usposobienie nie koniecznie życzliwe dla brata narzeczonej. Było widocznem, że oczekuje nagany z jego strony.
— Nie wiem co odpowiedzieć na razie, na pani pytanie — bąknął rumieniąc się po same uszy nie wiedzieć dla czego. — Nie zastanawiałem się dotąd, nie analizowałem szczegółowo jej charakteru. Nie potrafię ocenić ile warta, co do jej moralnego usposobienia. Mogę jednak zapewnić najsumienniej, że jest czarująca, zachwycająca, pokusa uosobistniona, jednem słowem! Nie pytaj pani dla czego? bo na to nie znajdę tłumaczenia.
Marja ciężko westchnęła. To co usłyszała, utwierdzało tylko jej obawy.
— Czy jest wykształconą umysłowo?
Zastanowił się przez dłuższą chwilę.
— Może tak... może i nie... bo nie sili się wcale na okazywanie swojej uczoności. Powtarzam raz jeszcze: jest pokusą uosobistnioną i niczem więcej.
— Pragnę pokochać ją całem sercem! Powiedz jej to hrabio, jeżeli zobaczysz ją przedemną — Marja potrząsła smętnie głową.
— Przyjadą do Moskwy za dni kilka — dodał Piotr.
Zaręczyła mu, że postanowiła sobie zobaczyć się z nią jak najprędzej, i będzie starała się z całych sił, żeby nakłonić ojca do przyjęcia dobrowolnego Nataszki za synowę.