Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XVIII.

Nazajutrz z rana, przypomniał się ów bal księciu Andrzejowi.
— Było wszystko pięknie i wspaniale — rzekł w duchu — a ta mała Rostow, jaka istotka czarująca! Coś w niej jest tak świeżego, niezwykłego... jakże w niczem niepodobna do reszty panien petersburgskich... — I tyle było wszystkiego! Skończywszy pić herbatę, wziął się natychmiast do żmudnej pracy.
Czemuż jednak nie mógł napisać nic dobrego? Był że to skutek znużenia, po nocy spędzonej bezsennej? Co napisał, wydało mu się bez żadnej wartości. Kreślił, poprawiał i w końcu podarł wszystko. Był też uszczęśliwiony, gdy mu przerwał robotę niefortunną, pewien jego znajomy, hrabia Bielski. Był to młody człowiek wszechstronny i czynny niesłychanie, w dodatku podziwiał szczerze i wierzył jak w Boga w Sperańskiego. Zasiadał w dwóch komisjach rządowych, przyjmowano go we wszystkich sferach i wszędzie był widzianym jak najlepiej. Od Bielskiego można się też było dowiedzieć najłatwiej o wszystkich ploteczkach i skandalikach, będących na porządku dziennym w salonach wielkoświatowych. Trzymał się zawsze ostatniej mody, tak w ubraniu, jak i we wszystkiem innem. Jak chorągiewka na dachu zwracał się w stronę, skąd wiatr powiał. Trzymając się tego systemu, uchodził, i teraz za zwolennika zagorzałego nowych reform przez cara wymarzonych. Skoro rzucił na bok kapelusz, zaczął opowiadać Andrzejowi szczegółowo pierwsze posiedzenie „Rady