Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciona, któremi chciała widocznie objąć ojca za szyję. Przypomniała sobie jeszcze dość wcześnie, gdzie się znajduje i ramiona spuściła, nie wykonawszy zamiaru. Bo też rzeczywiście, szczęście jej w tej chwili było najzupełniejszem. Doszło do tego punktu, że stajemy się wtedy niesłychanie dobrymi, współczującymi dla wszystkich. Gdy się jest szczęśliwym, przestaje się wierzyć w zło, nie przypuszcza się wcale, żeby mogło istnieć cierpienie i niedola.
Piotr doświadczył po raz pierwszy w życiu uczucia nader przykrego... upokorzenia. Tryumfy jego żony, odnoszone w tych sferach najwyższych, drażniły go i raniły do głębi serca. Ponury i roztargniony, z grubą bruzdą wzdłuż czoła, stał w jednem z okien, patrząc w dal ciemną bez celu, nic nie widząc.
Nataszka idąc do wieczerzy, przeszła obok niego. Uderzył ją wyraz zbolały, pełen rozpaczy i zwątpienia, w Piotra fizjognomji. Zebrała ją chętka pocieszyć go cokolwiek, odstąpić mu trochę z tej radości, której ona miała aż do zbytku:
— Jaki bal piękny, jak się można ubawić, nieprawdaż hrabio? — zagadała.
Piotr uśmiechnął się i odpowiedział na chybił trafił:
— O! tak... jestem bardzo zadowolony...
— Czyż można być smutnym tej nocy? — pomyślała Nataszka. — A w dodatku taki poczciwiec, jak ten Bestużew.
W oczach Nataszki wszyscy tu zgromadzeni, byli dobrymi, doskonałymi, kochali się nawzajem jak bracia, cóż im więc mogło brakować do szczęścia.