Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

taszka schowała się cała w tej puchowej powodzi. Skręciła się w kłębuszek jak kotka, dała zrazu nura pod ostatnią pierzynkę, nareszcie owinąwszy się nią po same uszy, wyściubiła główkę z minką rozkoszną dzieciaka rozigranego. Chciała zobaczyć co też matka myśli dalej robić? Hrabina wybiwszy nareszcie należytą ilość pokłonów, powstała z posadzki, zbliżając się do łóżka z surowym marsem na czole. Na widok swojej pieszczoszki uśmiechniętej i rozradowanej, zmiękła hrabina od razu, i zamiast połajania, uśmiechnęła się nawzajem do lubej swywolnicy:
— Cóż ty znowu wyrabiasz? Po coś wlazła z głową pod pierzynę? — próbowała hrabina przemówić tonem surowym, co jej się nie szczególnie udawało. — Jutro nie będzie można wyczesać pierza z twoich loków!
— Mamo! mamuńciu! można troszkę pogawędzić? Bodaj odrobinkę? — prosiła słodziutko Nataszka, obejmując matkę ramionami i pocałunkami zjadając rzeczywiście. — Jeszcze tylko jeden całusek... ot tu!... w ten pulchniutki śliczniutki podbródeczek...
Znowu zaczęła ściskać matkę, ze zwykłą u niej gwałtownością. Czyniła to jednak tak zręcznie, tak umiała wśliznąć się i wyśliznąć, że nigdy matce bólu tem nie sprawiła.
— O czem że chcesz plaplać dziś wieczór? — spytała matka, na poły żartem, na poły serjo, tonąc w łóżku ze swojej strony i ułożywszy się wygodnie na stosie poduszek. Nataszka tymczasem, znowu się zwinęła w kłębuszek, przycupnąwszy na połowie łoża, przeznaczo-