Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiek, ów hulaka, pełen dzikiej energji, poddawał się bez oporu wpływowi, jaki na nim wywierała, śliczna, milusieńka bruneteczka, która atoli kochała się zupełnie w kim innym.
— W końcu spostrzegł i Mikołaj, że coś dzieje się niezwykłego między Sonia a Dołogowem. Nie umiał jednak zdać sobie z tego sprawy dokładnej.
Każdy z tych młodych — mówił sobie w duchu — kocha się, a przynajmniej udaje że jest zajęty jedną z nich.
Nie czuł się już teraz bądź co bądź tak swobodnym w domu, jak dawniej i częściej wydalał się, spędzając dni całe gdzie indziej.
Zaczynano przebąkiwać na nowo, podczas tych pierwszych miesięcy jesiennych, o wojnie z Napoleonem, jeszcze z większym niż dawniej zapałem i animuszem. Była mowa o rekrutacji dziesięciu ludzi na tysiąc, do czego miano dołączyć dziewięciu na tysiąc z rezerwy. Ze wszystkich stron rzucano klątwy na Bonapartego, a Moskwa była pełną gwaru i wieści wojennych. Co się tyczy rodziny Rostowów, tej całe zainteresowanie się się owemi wojennemi przygotowywaniami, skupiało się jedynie w osobie Mikołaja, który oczekiwał na koniec urlopu Denissowa, aby wrócić z nim razem do pułku, zaraz po świętach. Ten odjazd mający wkrótce nastąpić, nie przeszkadzał mu wcale do zabawy, podniecał go raczej do niej. Przepędzał też prawie dni całe, i większą część nocy, na objadach, wieczorkach i balach, zapraszany wszędzie najserdeczniej.