Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łam dokładnie i na wskroś przeniknęłam ich usposobienie. U Denissowa serce na dłoni, jak to mówią, u tamtego wszystko sztuczne, naprzód, na efekt obmyślane i wystudjowane. Ja zaś nienawidzę czegoś podobnego!
— Oh! Denissow, całkiem coś innego — Rostow mówił takim tonem, który kazał się domyślać, że Dennissow ani się umył do Dołogowa. — Fedjo ma tak piękną, tak wzniosłą duszę!... Trzeba go widzieć z matką... co to za złote serce!
— O tem sądzić nie mogę, ale wiem doskonale, że z nim nie czuję się nigdy swobodną!... Czy spostrzegłeś, że Dołogow zakochany w Sonii?
— Co za szaleństwo!
— Jestem tego pewną... zresztą zobaczymy!
Nataszka miała słuszność. Dołogow, unikający i nielubiący towarzystwa kobiet, zaczął bywać coraz częściej w domu Rostowów. Wkrótce domyślili się wszyscy, choć o tem słowem jednem nie wspomniano, że przyciąga go miłość dla Sonii. Ta nie byłaby się nigdy do tego przyznała, chociaż odgadła to oddawna, i czerwieniła się jak wiśnia, ilekroć Dołogow zjawiał się u Rostowów. Prawie codziennie bywał na objadach, i nie opuścił ani jednego widowiska, ani jednego balu, u sławnego metra tańcu Joghel’a, skoro miały być na nim hrabianki Rostow z Sonią. Otaczał Sonię największem staraniem, a patrzał na nią z takim ogniem namiętnym, że nie tylko Sonia znieść nie mogła tego wzroku płomiennego, ale sama hrabina i Nataszka rumieniły się mimowolnie, jeżeli kiedy spostrzegły ten rzut oka.
Teraz było już niewątpliwem, że ten dziwny czło-