Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cierpieć? Niechże ktokolwiek z was pospieszy mi na pomoc.“ — Widziała męża przed sobą, nie zdając sobie sprawy, jak nadzwyczajnem jest jego pojawienie się właśnie w tej chwili. Pocałował ją w czoło potem zroszone. — Moja „duszinko“ najdroższa — rzekł z czułością niewymowną. Raz pierwszy użył tego słowa pieszczotliwego „duszinko“, w obec żony. — Cierpliwości aniołku... Bóg dobry i miłosierny!
Spojrzała na niego zdziwiona, a jej oczy mówiły dalej:
— Spodziewałam się pomocy z twojej strony, a i ty mi nie chcesz ulżyć w niczem! — Porwały ją bole na nowo i akuszerka poprosiła Andrzeja, żeby wyszedł z pokoju żony.
Ustąpił zatem miejsca lekarzowi. Spotkał siostrę po drodze. Zaczęli rozmawiać po cichu w pokoju obok, przerywając co chwila rozmowę w oczekiwaniu gorączkowem.
— Usiądź mój biedaku — siostra wskazała mu miejsce obok siebie na małej sofce. Pokojowa wybiegła w tej chwili z pokoju księżny i stanęła jak wryta, zmięszana widokiem Andrzeja, który siedział nieruchomy, ukrywszy twarz w dłonie. Jęki i krzyki, które wydawała biedna Liza, w strasznych cierpieniach fizycznych, dochodziły do uszu siedzących obok, rozdzierając im serca. Andrzej zerwał się chcąc iść żonie na ratunek. Z tamtej jednak strony ktoś drzwi przytrzymywał z całej siły.
— Nie można wejść, nie można! — usłyszał czyjś głos drżący i przerażony. Spróbował chodzić. W pokoju