Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biąc honory podczas uczty, razem z innymi dyrektorami klubu. Był on uosobistnieniem serdecznej i dobrodusznej gościnności ogólnie w Moskwie panującej.
Trud i mozoła, które Rostow ponosił, były przynajmniej uwieńczone najzupełniejszem powodzeniem. Oba objady, tak mięsny, jak postny, wypadły znakomicie. Każde danie było wyśmienite. Hrabia jednak do samego końca okazywał trwogę niesłychaną i spozierał okiem niespokojnem na wnoszone półmiski, zdradzał się zaś z tem uczuciem mimowolnie, to drgnięciem nerwowem, to słówkiem rzuconem kamerdynerowi, lub piwnicznemu. Zaledwie wniesiono dwa potworne sterlety na blatach srebrnych, których ogrom imponujący, wywołał na policzki hrabiego rumieniec dumy zasłużonej i wyraz zadowolenia, zaczęła się kanonada na całej linji i szampan lał się strumieniem. Skoro uspokoiło się cokolwiek wrażenie wywołane olbrzymią rybą, hr. Rostow zaczął naradzać się z resztą dyrektorów.
— Zdaje mi się — rzekł z cicha że czas wnieść pierwszy toast, będzie ich bowiem sporo!...
Powstał z kielichem w ręce. Cisza zapanowała; chciano słyszeć dokładnie słowa hrabiego.
— Zdrowie jego carskiej mości. Niech żyje w najdłuższe lata, pan nasz najmiłościwszy! — wykrzyknął Rostow ojciec, z oczami łez pełnemi, z nadmiaru radości i zapału. Orkiestra zaintonowała grzmiącą fanfarę. Zerwano się na równe nogi i krzyknięto potężne „hurra!“ Bagration odpowiedział tak rozgłośnem „hurra!“ z jakiem pod Schöngraben poprowadził wojsko w bój. Głos młodego Rostowa przekrzyczał jednak wszystkie trzysta