Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Malec uśmiechał się do niego i pozwalał Piotrowi chuśtać się na rękach. Panna Bourrienne i budowniczy przysłuchiwali się rozpromienieni, rozmowie starca z gościem. Książę przyszedł rzeczywiście na wieczerzę, czem dał o jeden więcej dowód Piotrowi niesłychanej swojej uprzejmości. Grzecznym, uprzedzającym prawie, został starzec do końca, przez całe dwa dni, które Piotr spędził w Łysych Górach.
Gdy po Piotra odjeździe zebrała się cała rodzina, i ma się rozumieć, zaczęto zastanawiać się i rozbierać jego charakter, wszyscy, co się rzadko zdarza, nie mogli go się dość nachwalić, taką wzbudził w nich sympatją.





XXXI.

Gdy powrócił po długim urlopie, Mikołaj Rostow uczuł po raz pierwszy, jak silnemi węzłami jest złączony z Denissowem i swoim całym pułkiem.
Skoro rzucił okiem na pierwszego lepszego huzara w koszuli, z rękawami zakasanemi, czyszczącego konia, na widok rudego sierżanta Dementiewa, pikiety złożonej z kilku koni bułanych, szczególniej usłyszawszy poczciwego sługusa Denissowa wrzeszczącego w niebogłosy: — „Przyjechał nasz jasny pan hrabia!“ — i po serdecznym uścisku Denissowa, który wybiegł na prędce ze swojej chałupy, rozczochrany i w największym negliżu, po takiem samem radosnem powitaniu, przez resztę to-