Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krutnym w oboc podwładnych. Wchodził zaś wszędzie w szczegóły najdrobniejsze. Córka nie brała więcej lekcji matematyki; za to każdego ranka, w towarzystwie mamki niosącej małego księcia Mikołaja (jak go dziadek nazywał) przychodziła na dzień dobry do ojca gabinetu. Dzieciak mieszkał w pokojach nieboszczki matki, ze swoją mamką i poczciwą starą piastunką Sawisziną. Tam też spędzała dni całe księżniczka Marja, zastępująca z całą gorliwością matkę, biednemu sierotce. I panna Bourrienne zdawała się kochać namiętnie małego chłopczynę. Czasem zdarzało się nawet, że Marja spuszczała się na nią, w dopilnowaniu i zabawieniu ich ślicznego aniołka.
Postawiono w cerkwi w Łysych Górach osobną kaplicę nad grobowcem Lizy. Nad samym grobowcem, klęczał anioł z rozpostartemi skrzydłami. Zdawało się rzeczywiście, że ów anioł marmurowy, z wargą wierzchnią cokolwiek odstającą, zaczyna się uśmiechać. Księcia Andrzeja, jak i jego siostrę, uderzyło na pierwszy rzut oka podobieństwo niesłychane anioła do nieboszczki. Rzecz dziwna i niepojęta: artysta dał aniołowi ten sam wyraz, mimowolnie ma się rozumieć, cichego i łagodnego wyrzutu, który wyczytał w twarzy księżnej po śmierci, jej mąż.
— „Ja wam nic złego nie uczyniłam, a wy, coście ze mną zrobili?“ — Z tem jednem spostrzeżeniem, nie zwierzył się wcale przed księżniczką Marją.
Wkrótce po powrocie, książę Andrzej dostał od ojca darem, obszerne dobra Boguczarowo, oddalone o czterdzieści wiorst od Łysych Gór; uciekając zatem