Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skim padole. Tam tylko będziemy prawdziwie spokojni i zadowoleni, jeżeli tu, potrafimy sobie na to zasłużyć.
— Zapewne, tak być musi — pomyślał Piotr, zobaczywszy się znowu samotnym — jestem jednak na tyle słabym, że czuję się przywiązanym do życia, teraz szczególniej, gdy zaczynam pojmować jego cel właściwy. — Co do innych pięciu cnót, które liczył na palcach, czuł je już w sobie. Cóż łatwiejszego, niż okazać odwagę, wspaniałomyślność, mieć dobre obyczaje, kochać ludzkość, cóż może być przyjemniejszem nad posłuszeństwo? Ten ostatni warunek, wydawał mu się nie tyle cnotą, ile ulgą i szczęściem najwyższem. Czy mogło być co dla niego przyjemniejszem, jak uwolnić się od własnej woli i poddać się pod przewodnictwo tych, którzy poznali prawdę?
Ekspert pojawił się po raz trzeci, pytając czy jego postanowienie jest niewzruszone i czy gotów poddać się temu wszystkiemu, czego od niego żądają?
— Jestem gotów i przyjmuję wszelkie warunki — odpowiedział Piotr stanowczo.
— Muszę jeszcze i to zapowiedzieć z góry, że nasze stowarzyszenie, nie zadawalnia się słowami, aby rozsiewać prawdę. Używa ono jeszcze innych sposobów, działających może nawet silniej od słów, na tych, którzy szukają mądrości i cnoty. Ozdoby tego „pokoju rozmyślań“, powinnyby przemówić do twego serca, lepiej niż moje słowa, jeżeli ono szczerze pragnie. Jeszcze nie raz ujrzysz podobne symbole, postępując coraz dalej. Nasze stowarzyszenie, na wzór związków w starożytności, wygłasza swoją naukę za pomocą hieroglif. Oznaczają one