Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gruntu. Radby był zacząć wierzyć, jak ten starzec wierzył i doświadczał już teraz dziwnego ukojenia, jakiegoś błogiego spokoju, jakby odradzał się na nowo i miał rozpocząć nowe życie.
— Umysłem nikt nigdy Boga nie zrozumie... życie jedynie uczy nas Go poznawać i myślą obejmywać — rzekł w końcu starzec.
Piotr w obawie, żeby nie napotkał w rozumowaniu starca, strony słabszej, lub czegoś nie dość jasnego, szkopułu, o który mogłaby się rozbić wiara, która zaczynała serce jego przenikać, przerwał mu nagle pytaniem:
— Dla czegożby jednak ludzki rozum nie mógł wznieść się tak wysoko i pojąć tego, o czem pan mówisz?
— Mądrość przedwieczną i prawdę — odpowiedział starzec, z swoim dawnym uśmiechem słodkim i pełnym ojcowskiej pobłażliwości — możnaby porównać do rosy niebiańskiej, którą radzibyśmy ducha naszego przeniknąć i odświeżyć. Czyż mogę ja jednak, naczynie pełne brudu i kału ziemskiego, obmyć się w tej rosie niebiańskiej i osądzić jej przymioty niezrównane? Jedynie oczyszczenie należyte mego ducha, może uczynić nas o tyle, o ile zdolnymi do przyjęcia tej najwyższej łaski bożej.
— Tak, tak, niezawodnie — potwierdził Piotr w radosnem uniesieniu.
— Mądrość najwyższa, ma inne podstawy, niż rozum i nauki ludzi. Jak naprzykład: historja, fizyka i chemia, które rozsypują się w gruzy, za lada silniejszym podmuchem. Mądrość przedwieczna jest jedną, jedyną. Posiada jedną tylko naukę: naukę powszechną; naukę tłu-