Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla ciebie wyjść za mąż. Postarzałaś się panną nie lada! — odrzuciła hrabina, w pół gniewnie, a w pół żartem.
— No! jeszczem się tak dalece nie przestarzała, ale zaręczam mamie, że mi go żal i bardzo... Jak ja mu to powiem?...
— Najlepiej żebyś ty sama nic mu nie mówiła, ja powinnam decydować w tej sprawie i ja z nim się rozmówię. — Hrabina uznała za niestosowne, żeby traktować Nataszkę, takie dziecko, jako dorosłą pannę.
— Nie, nie, za nic w świecie, do tego nie dopuszczę... powiem mu sama, mama zaś może słuchać pod drzwiami — i Nataszka wbiegła pędem do salonu, gdzie zastała Denissowa, na tem samem miejscu, jak go była zostawiła siedzącego przy fortepjanie, z twarzą w dłoniach ukrytą. Na odgłos jej kroków podniósł głowę i twarz odsłonił.
— Nataljo Stefanówno, los mój i szczęście całe w twojej ręce... decyduj o niem!
— Wasylu Dmytrowiczu, tak mi szczerze żal pana!... Jesteś tak dobrym... ale to być nie może... w żaden sposób... przysięgam jednak, że cię zawsze kochać będę!...
Denissow przycisnął do ust dłoń Nataszki, nie mogąc stłumić głuchego łkania, gdy uczuł jej pocałunek na swoich włosach czarnych jak smoła kędzierzawych i wiecznie rozburzonych. W tej samej chwili weszła hrabina.
— Wasylu Dmytrowiczu, dziękujemy ci za zaszczyt, który nam robisz — przemówiła matka tonem wzruszonym, który jednak wydał się biedakowi nader surowym. — Nataszka atoli jest jeszcze tak młodziutką... Sądzę,