Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 03.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niby dla lepszego wyjaśnienia. — Ja pamiętam brata... doskonale. Borysa natomiast, nie mogę sobie przypomnieć... ale to całkiem... zupełnie go zapomniałam!
— Jakto? Nie możesz sobie przypomnieć Borysa? — wykrzyknęła Sonia zdziwiona w najwyższym stopniu.
— No! poznać, poznałabym go zapewne, gdyby pojawił się nagle... Wiem przecie jak wygląda... Gdy jednak zamknę oczy widzę brata, ale Borysa...
Przymknęła oczy:
— Nie widzę go... Znikł... rozwiał się gdzieś w powietrzu jego obraz...
— Ah! Nataszko! — Sonia przemówiła w najwyższem uniesieniu, patrząc na nią poważnie, i jakby z politowaniem, że spraw podobnych wcale pojąć nie może. — Kocham twego brata nadewszystko, nad życie i szczęście własne... I cokolwiek by zaszło ze mną, czy z nim, kochać go nie przestanę!
Nataszka wpatrywała się w nią przenikliwie i z ciekawością. Czuła prawdę bijącą ze słów Soni. Zrozumiała, że to była miłość jakiej ona dotąd nie doświadczyła i może nigdy nie doświadczy. A jednak istnieje taka miłość, skoro Sonia tak kochać potrafi.
— Czy napiszesz do niego?
Sonia zamyśliła się głęboko, zanim zebrała się na odpowiedź. Kwestja ta oddawna snuła się jej po głowie i spać jej nie dawała. W jaki sposób pisać do niego? Wogóle... czy wypada, żeby ona do niego pisała? Skoro został oficerem, a w dodatku bohaterem chwili, rannym w bitwie, możeby powinna przypomnieć mu się razem z danem jej przyrzeczeniem?...