Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 03.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cudowny pomysł, rzeczywiście, rozwijać front przed nosem nieprzyjacielowi.
— Ależ nieprzyjaciel jeszcze bardzo daleko, wasza dostojna ekscellencjo. Zresztą, według rozporządzeń...
— Jakich, czyich rozporządzeń? — przerwał mu Kotuzow gwałtownie. — Kto ci to powiedział?... Czyń jenerale, co ci rozkazują.
— Będę posłuszny — odrzucił złajany, salutując pokornie wodza naczelnego.
— Mój drogi — szepnął Neświcki na ucho Bołkońskiemu — nasz staruch dzisiaj w psim humorze.
Wyższy oficer austrjacki, w białym mundurze, z olbrzymim pióropuszem z piór zielonych, podjechał w tej chwili do Kotuzowa, pytając ze strony cesarza, czy czwarta kolumna wzięła już udział w ruchu?
Kotuzow odwrócił się od niego, nic nie odpowiedziawszy. Wzrok jego padł przypadkiem na Bołkońskiego. Rozjaśniła mu się twarz natychmiast, jakby chciał okazać swojemu ulubieńcowi, że zły humor, jego w niczem nie dotyczy:
— Chciej przekonać się, mój drogi — przemówił łagodnie — czy trzecia dywizja przeszła już po za wieś. Każ jej się wstrzymać i czekać na moje rozkazy. Spytaj się również dowodzącego — schwycił go za rękaw, zatrzymując — spytaj, czy ustawił na przedzie tyraljerów i co robią... co robią? — powtórzył machinalnie, nie troszcząc się wcale o wysłannika austrjackiego.
Książę Andrzej, minąwszy pierwsze bataljony, zatrzymał trzecią dywizję i przekonał się, że tyraljerów nie było rzeczywiście na przedzie kolumny. Dowódzca osłu-