Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyli zadać mu kilka pytań, co do odniesionego świeżo zwycięztwa i obecnego stanu armji rosyjskiej. Przerzucili się jednak niebawem na pole ulubione, rozmowy lekkiej i ożywionej, pełnej złośliwych uwag, dowcipów i krytyk tchnących sarkazmem.
— Możecie sobie wyobrazić, jaką zrobił na to głupią minę — kończył jeden z nich anegdotkę o koledze, którego spotkał zawód wielce nieprzyjemny — gdy mu oświadczył sam kanclerz, jako powinien uważać za awans i za łaskę specjalną, przeniesienie go do Londynu. Mówię wam, że o mało nie parsknąłem mu w nos śmiechem.
— Ja zaś, panowie, oskarżam przed wami Kurakina, tego strasznego, niezwyciężonego Don Żuana, który korzystając z cudzej niedoli, wziął natychmiast piękną Adelę, w spuściźnie po nieobecnym.
Hipcio kołysał się niedbale w dużem krześle poręczowem à la Voltaire, z nogami zarzuconemi z jednej i z drugiej strony na poręcz krzesła.
— Ha, ha, ha! — zaśmiał się głośno. — Opowiadajże, mój drogi, bom ja sam tego ciekawy.
— O! Don Żuanie! O wężu zdradziecki! — reszta chórem wykrzyknęła.
— Nie doszło zapewne do twojej wiadomości, Bołkoński — wtrącił Bilibin — że w kąt wszelkie okropności dokonywane przez armję francuską... przepraszam! chciałem powiedzieć przez zwycięzką armię rosyjską, w obec spustoszenia straszliwego, jakie sprawia ten niegodziwiec pomiędzy naszemi paniami.
— Na to stworzona kobieta, aby była towarzyszką mężczyzny! — odezwał się Hipcio z namaszczeniem, pa-