Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Adjutant pułkowy, który wszedł teraz, potwierdził słowa Gerkowa.
Pułk miał nie dalej niż jutro, puścić się w drogę.
— Dzięki Bogu! Dzięki Bogu — krzyczeli oficerowie jeden przez drugiego. — Skończy się raz przecie ta zabijająca bezczynność.





VI.

Kotuzow cofał się ku Wiedniowi, paląc i niszcząc za sobą mosty na Inni w Braunau i na Traunie pod Linzem. W dniu 23. października, wojsko przechodziło przez rzekę Enns. Przez miasto tegoż nazwiska, defilowały furgony z bagażami, park artylerji i zwarte kolumny piechoty, idąc następnie przez most jednym i drugim bokiem. Powietrze było prawdziwie jesienne, dość jeszcze ciepłe ale przesiąknięte mgłą wilgotną. Szeroki krajobraz, to krył się przed oczami po za szarą zasłonę drobnego kapuśniaczku, który mrzył prawie bez ustanku, to znowu odsłaniał się w całej wspaniałości, szczególniej z pagórków, gdzie poustawiano baterje armat rossyjskich, dla obrony mostu, gdy promień słońca przedzierał się przez chmur szmaty, padając ukośnie i złocąc wszystko w koło, wieże w mieście, drzew wierzchołki, dachy szpiczaste na domach i morze bagnetów piechoty rossyjskiej, falujące po obu stronach mostu.
Miasteczko, z białemi, schludnemi domkami, z dwiema