Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

parowu czoło kolumny francuzkiej, z oficerem dowodzącym na przedzie.
— Na przód dzieci! i niech nam Bóg dopomoże! — krzyknął Bagration głosem dźwięcznym i silnym, zwracając się twarzą ku swoim szeregom. Szedł krokiem niepewnym kawalerzysty, po gruncie nierównym i śliskim. Książę Andrzej czuł się porwany siłą niezwyciężoną, niewstrzymaną i był tem uszczęśliwiony po nad wszelkie wyrazy.
Francuzi byli tuż blisko. Mógł rozpoznać dokładnie ich twarze, pasy skórzanne, czerwone szlify i starego oficera, który z wielką mozołą, ledwie wlokąc nogami ujętemi w kamasze, drapał się pod górę.
Padł strzał... jeden, drugi, trzeci, kolumnę nieprzyjacielską na nowo dym przysłonił: rozpoczął się gęsty ogień karabinowy. Kilku ludzi padło po stronie rosyjskiej, między innymi ów oficer, który zadawał sobie tyle pracy, aby popisać się przed Bagrationem.
Po pierwszym strzale, Bagration krzyknął. — „Hurra!“ — Odpowiedziano mu grzmiącem — „Hurra!“ — na całej linji; i wyprzedzając jego samego, resztę oficerów, jeden żołnierz drugiego, wojsko rosyjskie puściło się radośnie w pogoń za Francuzami, których szeregi zdołano szczęśliwie przełamać.





XVIII.

Atak 6go pułku strzelców, zapewnił rejteradę skrzydłu prawemu. Po środku pożar wzniecony w Schöngraben