Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Andrzejowi do należytego ocenienia frazesu wielce dowcipnego, który udało mu się stworzyć.
— Oddział francuzki wchodzi zatem bezkarnie do twierdzy, zagważdża działa i bierze most w posiadanie. Ale najciekawszy szczegół schowałem na koniec — mówił dalej Bilibin, uspokajając się zwolna po zbytniem wzruszeniu, taką przyjemność sprawiały mu jego własne dowcipy. — Sierżant postawiony przy armacie, która miała dać sygnał, kiedy mają most wysadzić w powietrze, widząc nadbiegających Francuzów, już przykładał lont zapalony, gdy Lannes chwycił go za ramię. Sierżant sprytniejszy widocznie od swojego jenerała, podchodzi do Auersperga mówiąc mu mniej więcej te słowa:
— Oszukują nas książę! Nadchodzą Francuzi...
Murat lękając się, żeby w chwili ostatniej cała sprawa nie została odkrytą i zniweczoną, podchwytuje te słowa ze zręcznością prawdziwego Gaskończyka i wykrzykuje zgorszony, zwracając się do Auersperga:
— Nie poznaję w tem tyle sławionej karności w armji austrjackiej! Czy to możebnem, książę, żebyś pozwalał przemawiać do siebie w ten sposób, jednemu z twoich podwładnych?... — A co? Czy nie genjalny pomysł? — Książe Auersperg dotknięty do żywego tą złośliwą uwagą, chcąc sobie naprawić reputacją, każe aresztować sierżanta. Przyznaj sam, mój drogi, że to coś zachwycającego, ta cała historja z mostem.
— To ani głupstwo, ani podłość... raczej zdrada! — wykrzyknął Andrzej, wyobrażając sobie rannych padających, kłęby dymu, kanonadę i sławę nań czekającą.
— Bynajmniej! choć przez ten fatalny zbieg wypad-