Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Młodzik tak był zajęty i oczarowany, że zapomniał nawet o zazdrości Soni. Biedaczka, cała w ogniach i drżąc jak w febrze, usiłowała jeszcze uśmiechać się do nich. Wśród rozmowy z tamtą zwrócił się nagle ku niej. Odpowiedziała mu biedna Sonia spojrzeniem gniewnem i namiętnie rozkochanem jednocześnie. Czując, że dłużej nie potrafi wstrzymać się od łez gorzkich, uciekła czemprędzej z salonu.
Całe ożywienie i kokietowanie z Julją Karagin, gdzieś się nagle podziało, skoro Mikołaj zobaczył Sonię odchodzącą. Skorzystał z pierwszej chwili sposobnej i wyniósł się za nią, mając twarz bladą i wielce zafrasowaną.
— Tajemnice tej młodej parki, tak jawne, jakby je kto podał na talerzu! — zażartowała księżna Trubeckoj, rzuciwszy okiem za wychodzącym — Na nich sprawdza się co do joty francuskie przysłowie: — „Cousinage gereux voisinage...
— Zapewne — bąknęła hrabina, gdy zagasł w salonie promień światła i życia, wniesiony przez tę młodzież rozkoszną... Sama sobie odpowiadając na pytanie, którego nikt jej nie zadał, ale które nie mniej myśl jej wiecznie zajmowało: — Ile trosk, zgryzot i cierpień różnorodnych przejść trzeba — dodała — zanim ma się z dzieci jakąkolwiek pociechę!... a i teraz jeszcze, drżę o każde z osobna, zamiast cieszyć się niemi. Lękam się, lękam się wiecznie, o wszystko! To właśnie wiek najniebezpieczniejszy tak dla dziewcząt, jak i dla chłopców.
— Wszystko zawisło, moja droga, od prowadzenia, od wychowania...
— Masz słuszność, duszko, najzupełniejszą. Byłam za-