Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żnej Trubeckoj zbudził w nim atoli coś, niby wyrzut sumienia. Przypomniała mu bowiem szczerą prawdę. Zawdzięczał rzeczywiście jej ojcu pierwsze kroki na arenie, gdzie czekała na niego tak świetna przyszłość. Zauważył również, że jest ona jedną z tych kobiet, z tych matek szczególniej, które wytrwale, bez wypoczynku, z uporem kamiennym, dążą do celu, dopóki nie stanie się zadość ich pragnieniom. Są gotowe, jeżeliby się nie uwzględniło ich proźb, prześladować kogoś co chwila i na każdem miejscu wyrzutami i scenami. Ta ostatnia pobudka szalę ku niej przechyliła.
— Kochana Anno Michałówno — przemówił tonem znudzonym i ze zwykłą u niego nonszalansją — jestem prawie w niemożności uczynienia tego, czego wymagasz odemnie. Spróbuję jednak, aby dowieść ile jestem do ciebie przywiązanym i jak czczę pamięć twego ojca. Syn twój wejdzie do gwardji. Daję ci na to moje słowo! Czyś zadowolona?
— Drogi przyjacielu, jesteś moim dobroczyńcą. Spodziewałam się tego po tobie; znam przecież twoją dobroć. Jeszcze słówko! — zawołała widząc, że myśli umknąć. — Gdy raz dostanie się do gwardji — zatrzymała się zawstydzona — jesteś w tak serdecznych stosunkach z Kotuzowem... Wspomnisz mu przychylnie o Borysie nieprawdaż? Mógłby przyjąć go na adjutanta. Byłabym wtedy zupełnie spokojną, i nigdy więcej...
Książę uśmiechnął się drwiąco.
— Tego nie mogę obiecywać. Odkąd zamianowano Kotuzowa wodzem naczelnym, jest przeciążony suplikami ze wszystkich stron. Sam mnie o tem zapewniał, że