Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lonej wam przez Niemców, myślicie pobić z kretesem Napoleona? Zapewne według reguł nowomodnej nauki, zatytułowanej szumnie strategją?
— Pozwól mi ojcze odetchnąć cokolwiek — odpowiedział z uśmiechem zainterpelowany, który kochał starca i bardzo go poważał, mimo jego dziwactw rozmaitych. — Nie wiem nawet dotąd gdzie mieszkam — dodał.
— Wszystko głupstwo! głupstwo wierutne, mój synu — krzyknął stary, mnąc w palcach warkocz, aby przekonać się, czy był dość twardo spleciony. Teraz ujął syna silnie za rękę: — Apartament dla twojej zony przygotowany: zaprowadzi ją tam księżniczka Marja i tak będą paplały, że można będzie tą plewą stodołę zapełnić... Ot, zwyczajnie jak kobiety... Jestem bardzo zadowolony, że cię widzę... Siadaj tam i opowiadaj. Pozwalam na armją Michelsona i Tołstoja, bo te będą działały pospołu, armja południowa, co będzie robiła? Prusy zachowują neutralność, wiem o tem; a Austrja, a Szwecja? — dodał wstając, poczem zaczął chodzić wielkiemi krokami po pokoju. A zaś za nim dreptał stary Tykon, podając mu rozmaite części ubrania. — Jakim cudem przejdziecie naprzykład przez Pomorze? — dalej pytał.
Ojciec tak nalegał i tak syna do muru przycisnął, że książę Andrzej zrazu niechętnie, później ożywiając się coraz bardziej, zaczął rozwijać przed nim, na pół po rosyjsku, na pół po francuzku, plan kampanji, którą zamierzano rozpocząć. Tłumaczył zwięźle i dobitnie, jak armja złożona z 90.000 ludzi, ma zastraszyć Prusy i