Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uczuł w piersi kurcz bolesny, coś go zaczęło dławić w gardle i oczy zaszły mu łzami.
Konający, obrócony do ściany westchnął ciężko.
— Usypia... — szepnęła Anna Michałówna do jednej z księżniczek, która wracała na swoje stanowisko. — Chodźmy ztąd...
Skinęła na Piotra, który podniósł się natychmiast i za nią wyszedł.





XXIV.

W głównym salonie nie było już nikogo, prócz księcia Bazylego i najstarszej księżniczki. Siedzieli oboje na kanapce pod portretem carowej Katarzyny i żywo rozmawiali. Umilkli na widok wchodzących. Piotr spostrzegł mimowolnie, że Katynka Semenówna, wykonała w tej chwili ruch nieznaczny, jakby chciała coś ukryć.
— Nie mogę znieść tej baby — mruknęła spojrzawszy z furją na księżnę Trubecką.
— Katynka kazała podać herbatę w małym saloniku — przemówił książę Bazyli z udaną czułością i troskliwością do księżnej. — Idź, posil się cokolwiek, moja droga, inaczej nie wytrzymasz tych trudów...
W milczeniu ścisnął z najwyższą życzliwością rękę Piotra.
— Nic tak sił nie dodaje, po nocy bezsennej, jak filiżanka przewybornej rosyjskiej herbaty — dodał doktor