Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty zatem w to wierzysz na prawdę? Czyś gotowa przysiądz mi na to? — żywo zawołała, poprawiając czemprędzej włosy rozburzone i suknię zmiętą.
— Przysięgam ci najuroczyściej! — odrzuciła Nataszka z całą powagą, podpinając jeden z jej długich warkoczy, który spadał nadto nisko na szyję. A teraz eracajmy do salonu i zaśpiewajmy „Źródło” na cztery głosy — wykrzyknęły razem. — Biegnijmy! — Czy wiesz, że ten wielki i gruby Piotr, który siedział na przeciw mnie, jest bardzo śmieszny — zatrzymała się nagle Nataszka. — Oh! jak ja się bawię! jak ja się bawię paradnie!...
Puściła się galopem wzdłuż korytarza. Sonia biegła za nią, otrząsając pierze do sukni przyczepione. Twarzyczka jej pałała, oczy łzami obmyte, jeszcze większego blasku nabrały. Wiersze wsunęła za gors, umieszczając je na samem sercu.
Można domyśleć się z łatwością, że „Źródło” miało wielkie powodzenie. Mikołaj odśpiewał następnie solo, romans włoski, pod którego muzykę podłożył był własną poezją, umieszczoną na Soni serduszku.

„Kiedy Feb przyświeca w nocy
„Wtedy nie jest w mojej mocy
„Nie wzlatać myślą ku tobie
„Nie wspomnieć jak o tej dobie
„Po strunach arfy dźwięczących
„Z pod twoich paluszków drżących
„Płynęły tony czarowne
„Lecz dla mnie nie dość wymowne...
„Mnie trzeba innej rozmowy
„Bom nie zdolny oddać słowy