Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biednej, teraz więc silił się nadaremnie, aby senność pokonać, która go prawie ubezwładniała. Nic nie mówiąc, wybuchał tylko śmiechem raz po raz, zupełnie bez powodu. Młodzież uprowadzona przez panią domu, skupiła się w głównym salonie obok harfy i fortepianu. Julja po wielkich i usilnych proźbach całego towarzystwa, zagrała wreszcie na harfie piękny utwór ze sztucznemi warjacjami. Potem przyłączyła się do reszty gości, aby namówić do śpiewu Mikołaja i Nataszkę. Znano bowiem powszechnie ich talent do muzyki. Nataszce wprawdzie to wielce pochlebiało, że zaczynają uważać ją za pannę dorosłą, była jednak mocno onieśmielona na myśl, że ma śpiewać przed tylu osobami.
— Co zaśpiewamy? — spytała.
Źródło — odrzucił brat.
— A więc dobrze, zaczynajmy. Borys! chodź tu, stań blisko mnie. Gdzie Sonia, żeby nam zaakompaniowała?
Spostrzegłszy teraz dopiero nieobecność przyjaciółki serca, Natasza wybiegła pędem z salonu, aby ją odszukać i udała się najprzód do Soni pokoju. Ten był próżny zupełnie. W sali do nauk tak samo nie było nikogo. Zrozumiała w lot, że Sonia musi siedzieć na kanapce w kurytarzu. Było to miejsce przeznaczone raz na zawsze, do bolesnych wynurzań w żeńskiej rodzinie Rostowów. Była pewną, że tam Sonię zastanie. Ta rzuciła się rzeczywiście na kanapkę w postawie pół leżącej, z twarzyczką ukrytą w dłoniach i płakała łzami rzewnemi. Nie zwróciła nawet uwagi, na śliczną powiewną sukienkę z gazy różowej, mnąc takową niemiłosierne. Jej chude dotąd ramiona i wąskie plecy, obnażone