Strona:Lew Tołstoj - Szczęście rodzinne.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapomnijmy o wszystkiem! rzekłam nieśmiało.
— Nie, tego co przeszło, powrócić nie można! — Głos mu zmiękł, gdy to mówił.
— Wszystko już wróciło — rzekłam, kładąc mu rękę na ramieniu.
Wziął moją rękę i uścisnął ją.
— Kłamię, mówiąc, że mi nie żal przeszłości; żal mi jej i bardzo, teraz jeszcze ją opłakuję, ale ona już umarła, nie odrodzi się nigdy, już się wypaliła, niema w niej ani siły, ani żywości, zostało tylko wspomnienie i wdzięczność, ale.....
— Nie mów tak! — przerwałam. — Wszystko może jeszcze powrócić. Wszak prawda? — spytałam, patrząc mu w oczy, ale oczy te były jasne i spokojne.
Uczułam, że to, o co go proszę, jest niemożliwem.
Uśmiechnął się łagodnie i spokojnie.
— Jakaś ty jeszcze młoda, a jaki ja stary — rzekł — we mnie już niema tych zapałów, których ty łakniesz. Po co się łudzić! — dodał z tym samym uśmiechem.
Milczałam, ale w duszy robiło mi się pogodniej.
— Nie powtarzajmy życia! — dodał. — Nie oszukujmy się. Dawne niepokoje, wzruszenia już minęły, dzięki Bogu! Nie mamy już czego szukać, ani czekać; na naszą szalę spłynęło już dosyć szczęścia. Teraz musimy ustąpić — ot komu! — rzekł, ukazując na Wanię, którego piastunka trzymała na ręku. — Tak, moja najdroższa! — zakończył, całując mnie w głowę. A całował mnie nie kochanek, lecz stary przyjaciel.
Z ogrodu dolatywał coraz wonniejszy i świeższy powiew nocy, na niebie zapalały się nowe gwiazdy. Spojrzałam na męża i doznałam ulgi, jak gdyby mi wyrwano ten straszny nerw moralny, który mi tyle cierpienia sprawiał.
Zrozumiałam, że dawne uczucia tak samo, jak przeszłość, minęły bezpowrotnie i przywołać ich nietylko nie