Strona:Lew Tołstoj - Szczęście rodzinne.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nad poziom całego świata. On jeden istniał dla mnie i on tylko w moich oczach był idealny, bez skazy i niezwyczajny, cóż dziwnego, że dla niego tylko żyć chciałam i dojść do wyżyn, ku którym mnie unosił. A on miał mnie za najpiękniejszą kobietę w świecie, pełną najwznioślejszych cnót. Chciałam być taką w oczach tego najlepszego z ludzi.
Pewnego dnia mąż wszedł do mnie, gdym się modliła. Obejrzałam się nie przerywając modlitwy. Usiadł opodal i wziął książkę, czułam jednak, że mi się przygląda. Uśmiechał się do mnie i ja mu odpowiedziałam uśmiechem, ale modlić się już nie mogłam.
— A ty czyś się już modlił? — spytałam.
— Nie przerywam ci — odpowiedział.
— Mam nadzieję, że się codzień modlisz? — spytałam znowu.
Nie odpowiedział mi i chciał odejść, alem go zatrzymała.
— Mój najdroższy, proszę, zrób to dla mnie, zmów pacierz.
Zbliżył się do mnie i poważnie, trochę jąkając się, zaczął powtarzać modlitwy. Kiedy niekiedy zwracał się ku mnie, jakby szukając pomocy i zachęty w mojej twarzy. Gdy skończył, uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
— Zdaje mi się, że mam lat dziesięć — rzekł, rumieniąc się i całując moje ręce.
Dom nasz był jednym z tych starych patryarchalnych domów, w których przeżyło już kilka kochających się i szanujących wzajemnie pokoleń. Zewsząd wiało staremi dobremi wspomnieniami, które z chwilą, w której weszłam w te progi, stały się i mnie równie drogiemi. Porządek i gospodarka domowa należały do Tatjany Semionówny. Nie można powiedzieć, aby dom miał pozór wytworny i piękny, ale zacząwszy od służących aż do mebli, wszystko było porządne, liczne i wzbudzające zaufanie.
W salonie meble były poustawiane symetrycznie, na