Strona:Lew Tołstoj - Sonata Kreutzerowska.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

— Takeśmy więc żyli. Stosunki stawały się wciąż bardziej i bardziej wrogie. I wreszcie doszło do tego, że już nie różnica zdań wywoływała wrogi nastrój, ale wrogi nasz nastrój wywoływał różnicę zdań. Cokolwiek bądź powiedziała, już zgóry się na to nie zgadzałem, zupełnie tak samo i ona.
W czwartym roku pożycia zadecydowaliśmy jakoś oboje, że zrozumieć, zgodzić się wzajemnie nie możemy. Zaniechaliśmy już prób dogadania się ze sobą. Co do najprostszych zagadnień, a szczególnie co do dzieci pozostawaliśmy każde przy swojem zdaniu. Kiedy sobie to teraz przypominam, widzę, że poglądy, których broniłem, wcale nie były mi tak drogie, żebym nie mógł ustąpić, ale ona była przeciwnego zdania — i ustąpić znaczyło jej ustąpić. A tego zrobić nie mogłem. Ona tak samo. Uważała zapewne, że ma zupełną słuszność, ja, naturalnie, we własnych oczach byłem wprost święty. Skazani byliśmy na milczenie albo na takie rozmowy, które, pewny