Strona:Lew Tołstoj - Sonata Kreutzerowska.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogłem nie widzieć swego prawdziwego położenia. Widzieć je można było i dlatego, że kłótnie wynikały zawsze z takich powodów, iż po ich skończeniu niesposób było sobie przypomnieć ich początku.
Rozsądek nie dążył zmyślać dostatecznych powodów ze względu na wciąż istniejącą zawziętość. Ale jeszcze bardziej uderzająca była wątłość pretekstów do pogodzenia się. Czasami bywały słowa i wyjaśnienia, łzy nawet, a czasami — och, wstręt ogarnia na samo wspomnienie — po najbardziej okrutnych słowach — nagle w milczeniu spojrzenia, uśmiechy, pocałunki, uściski... Tfu! Ohyda! Jak mogłem nie widzieć całej tej obrzydliwości!