Strona:Lew Tołstoj - Sonata Kreutzerowska.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY

— I rzecz dziwna. Znów, kiedy wyszedłem z gabinetu i poszedłem jak zwykle przez pokoje, znów obudziła się we mnie nadzieja, że nic nie było, ale zapach tych doktorskich obrzydliwości: jodoformu, karbolu oszołomił mnie. Nie, wszystko to było. Przechodząc przez korytarz obok pokoju dziecinnego, zobaczyłem Lizetkę. Patrzyła na mnie wylękłemi oczyma. Wydało mi się nawet, że były tu wszystkie pięcioro i patrzyły na mnie. Podszedłem do drzwi, pokojówka otworzyła mi z wewnątrz i wyszła. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, była jej jasno-szara suknia na krześle, cała czarna od krwi. Na naszem małżeńskiem łóżku, na mojem nawet miejscu (łatwiejszy był doń dostęp) leżała żona z podniesionemi kolanami. Leżała bardzo wysoko na samych poduszkach, w rozpiętym kaftaniku. Na ranę coś nałożono. W pokoju unosił się ciężki zapach jodoformu. Przedewszystkiem i najbardziej uderzyła mnie jej spuchnięta i zsiniała w miejscu obrzęków twarz, część nosa i pod oczami. Był to skutek mego