Strona:Lew Tołstoj - Sonata Kreutzerowska.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie szał, tem jaśniej rozpalało się we mnie światło świadomości, przy którem nie mogłem nie widzieć tego, co czynię. Nie mogę powiedzieć, żebym wiedział zgóry, co będę robił, ale w tej samej chwili, kiedy działałem, a nawet, zdaje się, nieco wcześniej — wiedziałem, co zrobię, jakgdyby poto, by można było żałować, bym mógł sobie powiedzieć że mogłem się zatrzymać. Wiedziałem, że uderzam poniżej żeber i że sztylet wejdzie. W tej chwili, kiedy to czyniłem, wiedziałem, że robię coś przerażającego, coś, czego nigdy nie robiłem i co będzie miało straszne następstwa. Ale świadomość tego mignęła jak błyskawica — i za świadomością natychmiast nastąpił czyn. Czyn dochodził do świadomości z niezwykłą wyrazistością. Słyszałem i pamiętam opór gorsetu przez chwilę i jeszcze czegoś, a potem pogrążenie się ostrza w coś miękkiego. Ona chwyciła rękoma za sztylet, okaleczyła je, ale nie utrzymała. Długo potem w więzieniu, po dokonaniu się we mnie przewrotu moralnego, myślałem o tej chwili, przypominałem sobie, co mogłem, i marzyłem. Pamiętam — przez chwilę, tylko przez chwilę, poprzedzającą mój czyn, straszną świadomość tego, że zabiłem i że zabiłem kobietę, moją żonę. Okropność tej świadomości pamiętam i dlatego wnioskuję, a nawet mętnie przypominam sobie, że wbiwszy sztylet, wyciągnąłem go natychmiast, pragnąc naprawić to, co uczyniłem, i zaprzestać. Przez chwilę stałem bez ruchu, czekając, co bę-