Strona:Lew Tołstoj - Nie mogę milczeć.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszedł patrzący z podełba gospodarz; nasępiony, niespokojny i wystraszony długo wypytywał malarza, na co i po co właściwie jest mu on potrzebny. Kiedy mu malarz odpowiedział, że spotkał go na ulicy i wydała mu się twarz jego odpowiednią do obrazu, stróż zaczął pytać, gdzie on go widział? o której godzinie, w jakiem ubraniu, a bojąc się widocznie i przypuszczając coś złego, odmowną dał na wszystkie propozycye odpowiedź.
Tak, ten nieprzeciętny kat wie, że jest katem, i że to, co robi, jest złem, i boi się ludzi, i ja myślę, że to poczucie i strach wobec ludzi są odkupieniem przynajmniej części jego winy. A wy wszyscy, od sekretarza sądu począwszy, a na najważniejszym ministrze i na carze skończywszy, przyczyniacie się pośrednio do spełnianych codziennie złoczyństw; wy niby to nie odczuwacie swej winy, i nie macie tego uczucia wstydu, które powinnoby w was istnieć z powodu waszego udziału w tych wszystkich ohydach. Prawda, że wy tak samo obawiacie się ludzi jak i ów kat, a tembardziej się obawiacie, im większą jest wasza odpowiedzialność za spełnione zbrodnie: prokurator obawia się więcej niżeli sekretarz, prezes sądu bardziej niż prokurator, generał-gubernator więcej niż prezes sądu, prezes Rady ministrów jeszcze więcej, a car najwięcej. Wszyscy się obawiacie, ale nie dlatego