Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ją o łaskę prosić. A otrzymasz co od niej, idź prosto do pałacu, i ja tam będę.
Teraz już z ich rąk się nie wykręcę. Siłą mnie wezmą, lecz tylko nie na długo.
Jeżeli wszystko zrobisz tak, jak ci babka każe, to prędko mnie uwolnisz.
Wyekwipowała żona męża do drogi, dała mu torebkę i wrzeciono.
— Oto to, — rzekła: jej oddaj. Z tego ona pozna, żeś ty mój mąż.
Pokazała żona mężowi drogę. Poszedł Emeljan, wyszedł za miasto, widzi żołnierze się uczą. Postał, popatrzał Emeljan. Skończyli naukę żołnierze, usiedli na odpoczynek. Podszedł do nich Emeljan i pyta:
— Nie wiecie, bracia, gdzie mam iść tam, — nie wiedz gdzie, i tak przynieść to, — nie wiedz co?..
Wysłuchali go żołnierze i zdumieli się.
— Kto, — mówią, — posłał cię to szukać?..
— Król. — rzecze.
— My sami — mówią, — od rekrutów począwszy, chodzimy tam, — nie wiedz gdzie — i nie możemy dojść, i szukamy tego, — nie wiedz co, i nie możem znaleźć. Nie możem ci dopomódz.
Posiedział z żołnierzami Emeljan, poszedł dalej. Szedł, szedł, przychodzi do lasu. W losie stoi chatka, w izbie stara kobieta siedzi, matka chłopska, żołnierska, kądziel przędzie, sama płacze, palce nie śliną