Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bie, co się wam podoba. A rodziny krzywdzić nikt niema prawa.
Lecz żonaty nie zgodził się z tem. Rzekł:
— Nie chcę rzucać rodziny. Mówię tylko, że rodzinę i dzieci należy prowadzić nie po światowemu, nie dla tego, ażeby uczyli się żyć dla swojej przyjemności, jak oto mówiliśmy, a trzeba prowadzić tak, ażeby dzieci za młodu już przywykły do biedy, do pracy, do pomagania ludziom, i przedewszystkiem, do bratniego życia ze wszystkimi. A dla tego potrzeba wyrzec się zaszczytów i bogactwa.
— Niema co innych przymuszać, dopóki sam żyjesz nie po Bożemu, — gorąco na to rzekła żona jego: tyś sam za młodu żył dla swoich przyjemności, dlaczegóż więc dzieci swoje i rodzinę swoją chcesz męczyć? Niech rosną w spokoju, a potem, co zechcą, to będą robić sami, a ty ich nie zmuszaj. Żonaty zamilkł, lecz obecny tam stary człowiek stanął w obronie jego:
— Przypuśćmy, — rzekł on: nie wolno człowiekowi żonatemu, przyzwyczaiwszy rodzinę do pewnego dostatku, pozbawiać ją odrazu tego wszystkiego. Prawda, że jeżeli rozpoczęto już wychowanie dzieci, to lepiej skończyć je niż wszystko niszczyć. Tembardziej, że po dorośnięciu dzieci same wybiorą sobie tą drogę, którą uważać będą dla siebie za lepszą. Zgadzam się, człowiekowi rodzinnemu trudno i nawet niemożebne jest bez grzechu zmienić swe życie. Oto nam, starym, Bóg to