Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kazał. Powiem o sobie: żyję teraz bez żadnych obowiązków, żyję, prawdę powiedziawszy, dla swego brzucha: jem, piję, odpoczywam, i samego mnie zdejmuje wstręt i ohyda.
Oto na mnie czas już rzucić to życie, rozdać swój majątek i choć przed śmiercią pożyć tak, jak Bóg kazał chrześcianinowi.
Nie zgodzono się i ze starcem. Była tu jego siostrzenica i córka chrzestna, której trzymał do chrztu wszystkie dzieci i obdarzał na święta, i syn jego. Wszyscy mu zaprzeczyli.
— Nie, rzekł syn: napracowałeś się ojcze w swem życiu, czas ci odpocząć i nie męczyć się. Przeżyłeś 60 lat ze swemi przyzwyczajeniami, nie możesz ich się pozbyć. Będziesz się tylko męczyć napróżno.
— Tak, tak, — potwierdziła siostrzenica: będziesz, wuju, w potrzebie i będziesz nie w humorze, będziesz narzekać i nagrzeszysz więcej jeszcze. A Bóg jest miłosierny i przebacza wszystkim grzesznikom, a nie tylko tobie, takiemu dobremu wujaszku.
— A i poco to nam?.. dodał drugi starzec, rówieśnik wujaszka: pozostało nam już z tobą, wszystkiego, być może, jakieś dwa dni życia. Po co zaczynać?..
— Jakież to dziwne! — rzekł jeden z gości (on wciąż milczał): jakież to dziwne!.. Wszyscy mówimy, że dobrze jest żyć po Bożemu i że żyjemy źle, i duchem i ciałem się męczymy, a jak tylko rzecz cała doszła do czynu, tak wychodzi, że dzieci przymuszać nie moż-