Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jestem zdrowa... na cóż mi doktór?
— Nie dla ciebie, ale dla malutkiej, która wciąż krzyczy; podobno mamka ma za mało pokarmu.
— Czemuż więc nie pozwoliłeś mi karmić, gdym błagała o to? Wszystko jedno (Aleksiej Aleksandrowicz zrozumiał, co ma znaczyć to „wszystko jedno“), zagłodzą biedne dziecko; — zadzwoniła i kazała przynieść dziewczynkę — prosiłam, by dano mi ją karmić, ale spotkała mnie odmowa, a teraz muszę słuchać wymówek.
— Nie robię żadnych wymówek...
— Właśnie że pan robi! Mój Boże, czemu nie umarłam... — i rozpłakała się. — Przebacz mi, jestem rozdrażniona i niesprawiedliwa — wyrzekła opamiętując się... — odejdź jednak...
„Nie, tak nie może pozostać“ — stanowczo pomyślał Aleksiej Aleksandrowicz, wychodząc z pokoju żony.
Aleksiejowi Aleksandrowiczowi nigdy jeszcze nie przedstawiała się z taką dokładnością, jak dzisiaj, nienaturalność jego położenia w oczach świata, i nienawiść, jaką żona żywiła ku niemu. W ogóle dzisiaj przekonał się o potędze tej brutalnej tajemniczej siły, która kierowała jego życiem i wymagała bezwarunkowego spełniania swej woli; przekonał się również, że stosunek jego względem żony zmienił się raz na zawsze. Widział, że cały świat i żona żądają od niego czegoś, lecz czego mianowicie, nie był w stanie pojąć. Czuł, że z tego powodu w duszy jego wzrasta uczucie rozdrażnienia, burzące jego spokój i całą zasługę. Myślał, iż dla Anny będzie lepiej, gdy zerwie wszelkie stosunki z Wrońskim, lecz jeżeli oni wszyscy są zdania, że zerwanie jest niemożebnem, on gotów jest pozwolić na nowo na te stosunki, aby tylko nie hańbić dzieci, nie rozstawać się z nimi i nie zmieniać swego położenia. Jakkolwiek byłoby to złem, to w każdym razie lepszem od zupełnego zerwania, skutkiem którego jej pozycya musiałaby się stać hańbiącą, a on utraciłby wszystko, co ukochał.