Strona:Leon Sobociński - I koń by zapłakał.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Panie i nigdy się jeść nie zachce wtedy?) Proszę panów, czy widzieliście, ażeby ten, kto ciągnie pasek był kiedy głodny? (Głosy — Racja! Niech żyje pasek!) Dobrze gada, bis, brawo. Mówca z tryumfem schodzi z trybuny. Był to jeden ze znanych sprytnych paskarzy.
Panowie i Panie, rzecze następny z kolei. Pasek, jako pasek rzecz sama w sobie niezła, ma tę jedyną niedogodność, że jak wszystko wojenne „ersatz“, łatwo może się urwać.
Replika przedmówcy: — „Panie, jesteś Pan nieścisły w rozumowaniu, mijasz się Pan z faktycznym stanem rzeczy. Pasek wojenny i powojenny o całe niebo pod względem gatunku przewyższa przedwojenny.
Odpowiedź na replikę.
Osioł pan jesteś!
— Panie, panie tylko bez domyślników!

(Dzwonek przewodniczącego).

— Panowie proszę nie zapominać, że ja tu jestem.
Nareszcie cisza, mówca prawi wśród względnego spokoju.
Otóż panowie widziałem jak organizowali się robotnicy w Szwajcarji. Tam, kiedy drożyzna poczęła wzrastać, zebrał się tłum głodnych robotników w liczbie 200 000, każdy złożył po 10 000 franków szwajcarskich i w ten sposób stworzyli potężną organizację, która oparła się zalewowi paskarstwa.
Stawiam wniosek, aby zrobić to samo.
Wrażenie kolosalne, obecni na sali badają zawartość kieszeni, okazuje się, że prawie wszystkie o ile nie są z dziurami, to są z czystego płótna i bez franków szwajcarskich. Następuje reakcja pod wpływem refleksji, i niefortunny mówca z własnym projektem i towarzyszącymi mu życzeniami, nie zawsze natury pobożnej, opuszcza mównicę.