Przejdź do zawartości

Strona:Leon Sobociński - I koń by zapłakał.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A może też mi pan powie, panie redaktorze, kto takie śliczne listy pisuje z Rzymu?
— Dawniej pisywał jeden kardynał Macaroni, a teraz dwuch kardynałów i jeden arcybiskup. — Notabene powiem, że to wszystko moi koledzy.
— Aaa.. aa... no, no!...
— Jeszcze, panie redaktorze! A kto pisze artykuły na początku gazety?
— Artykuły? na początku? — wycedził wolno z namaszczeniem redaktor a ze skromnością, która rozpycha ambicję własną — to ja sam!
— Zara też mówiłem, bo to głupie...
— Co, co? jak?!!
— Bo to głupie gadanie, panie redaktorze tej gazety na przeciwko, że pan wycina te artykuły nożyczkami z innych gazetów, ale tera, to już składam dozgonną prenumeratę.
— Niech będzie pochwalony!
— Panie redaktorze, nieszczęście! — jak bomba wpada korrektor.
— Co się stało?
— Pierwsza strona rozwaliła się z pańskim artykułem; manuskrypt zaginął!
— Jezus, Marja!!


∗                              ∗

Naczelnego redaktora jednego z bardzo poczytnych dzienników obleczono w kaftan bezpieczeństwa. —
W szpitalu Jana Bożego opowiadają, że chory całą ścianę opisał własną korespondencją z Rzy- i Japonji rozpoczynając w ten sposób:
Jadąc samolotem z Paryża do Budapesztu, na chwilę wysiadłem w Rzymie.