Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na rabina, zaręczony przez rodziców, szynkarzy w Nieświeżu, to przecie przez miłość dla prawdy (magis amica veritas“...) muszę tutaj stwierdzić, że jeżeli chodzi o cudowne wykurowanie księcia lotaryńskiego, to sława d-ra Gottlieba została stanowczo przez jego współwyznawców przesadzona.
Oczywiście nie będę uciekał się do zarzutu, godnego tylko niewymierającego nigdy gatunku zawodowych antysemitów, że sam książę — po wcieleniu Lotaryngji do Francji — nie tylko nie był księciem panującym, ale był poprostu potomkiem z bardzo lewej ręki usuniętego od tronu księcia Karola IV, kilkakrotnie wyganianego przez Francuzów. Nie chodzi mi też o to, aby podkreślić złośliwie, że choroba książęcego (z lewej ręki) pacjenta była urojona: ów poprostu wmówił sobie, że połknął żabę, i gdyby nie koligacje, zostałby umieszczony zdawna w szpitalu obłąkanych, ponieważ wybijał na przedmieściu szyby sprzedawcom ryb, których podejrzewał niewiadomo dlaczego, iż podsunęli mu zarodek żaby w karasiu podczas jakiejś uczty. Ale po pierwsze, jeżeli choroba opuszczonego już przez wszystkich aryjskich lekarzy, właściwie wypędzonych przez szalonego pacjenta, ustąpiła po paru wizytach, złożonych przez zawezwanego desperacko, słynnego z cudotwórczej praktyki, samouka-lekarza żydowskiego, to ustąpiła głównie dzięki tajnej radzie sprytnego Włocha, pełniącego obowiązki cyrulika i zarazem lokaja przy osobie sławnego doktora, Giacomo Borelli. Ów bowiem zwrócił uwagę swego patrona na to, że „książę plecie od rzeczy“, a po zadaniu przez medyka choremu proszków na wymioty — nieznacznie wpuścił sam do naczynia żywą żabę. Książę doznał ulgi i czuł się ozdrowiałym, bez miary szczęśli-