Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie opowiem nikomu, co zaszło dzisiejszego ranka tutaj wpośród gór pomiędzy mną i pastorem Bieihandem. Nie wyjawię tego nigdy i nikomu, w żadnym wypadku, ani słowem wyraźnem, ani napomknięciem dwuznacznem, ani spojrzeniem, ani gestem, upoważniającym do jakiegoś domysłu. A gdybym kiedykolwiek sprzeniewierzyła się tej przysiędze, złożonej wobec krzyża, na którym umarł za mnie mój Zbawiciel, to niechaj spotkają mnie wszelkie nieszczęścia i niedole w życiu doczesnem i niechaj będę pozbawiona na wieki zbawienia duszy. Tak mi dopomóż, mój Jezu.“
Jak zahipnotyzowana, złożyła nakazaną jej przysięgę.
— No, teraz możecie odejść, Anno Göldi. Ja tu pomodlę się jeszcze, aby Bóg mi wybaczył moje zapomnienie... I wrócę do domu inną drogą.
A widząc, że wahająca się i oszołomiona nie rusza się z miejsca, naraz tupnął i zakrzyknął na nią ze złością:
Apage satanas!“
Nie rozumiała po grecku, ale sens zawołania zrozumiała.
Jak giemza, jęła zbiegać poprzez stok góry tędy, gdzie drogi nie było. Byle jaknajprędzej znaleźć się zdaleka od tego miejsca, w którem niedarmo, podług legendy, straszyło...
Krwawiła nogi na ostrych głazach. Kamienie obsuwały się z pod jej stóp i z hukiem spadały w przepaść. Oburącz ścisnęła sobie głowę.
„Ach! zapomnieć o tem... zapomnieć, Jezu!“ — modliła się w duchu.