Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Więc serdeczne Tobie dzięki,
Panie, za zebrany plon:
Za Twe rany, za Twe męki,
Za męczeński gorzki skon.
Za twą trwogę, za Twe drżenie,
Tysiąckrotne udręczenie,
Za przelanie Twojej krwi,
Wieczne wieczne dzięki Ci!“[1]



ROZDZIAŁ III.
Pokusa biesa zmysłowości.

Jeszcze tłum nie wysypał z kościoła...
Pastor Bleihand przystanął i wachlował się szerokiem rondem czarnego kapelusza. Oddychał ciężko. Był wyczerpany po niezmiernym wysiłku. Zaprawdę nie szczędził nerwów własnych, wydobywając ze zgorączkowanej wyobraźni straszliwe wizje, któremi sugestjonował swoje owieczki, szczerze dbając o ich zbawienie wieczne. Z czułością ogarnął wzrokiem gotyckie wieżyczki kościółka, w którym pełnił sumiennie swoją odpowiedzialną misję.
Poczem zwolna przeniósł spojrzenie na sąsiednie wyżyny górskie, panujące nad całą kotliną Renu i uroczą doliną Klönthal, przeciętą srebrnym pasem hałaśliwej rzeki Linth. Naraz przeraził się...

Na sterczącym z pośród olbrzymich sosen głazie zwisała niemal napoły ciałem Anna Göldi, zaglądająca ciekawie w przepaść.

  1. Tamże str. 27