Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie pozwól, Panie, aby stare moje oczy ujrzały tę ohydę.
I Bóg wysłuchał jego modlitwy.
Pastor Tillier dotarł żwawym krokiem do przedmieścia i tu ujrzał rzecz okropną: wiszącą rękę ludzką — krwawy strzęp mięsa. Staruszek przeraził się — serce o tętnie osłabionem przez wiek i długą pieszą wędrówkę, nie wytrzymało — pękło... Tillier zachwiał się i wpadł do przydrożnego rowu...
„Ohydy“, która była wyznaczona na godzinę dwunastą w południe, nie zobaczył.
Łudził się, że byłby w stanie jej zapobiec. Wszechmocny jednak uczynił, co było w Jego mocy wobec zatwardziałości serc ludzkich: zaoszczędził poczciwym, starczym oczom okrutnego widoku!...


ROZDZIAŁ XXXV.
OPIEKUN MIGGELI

Wszystko, co żyło w Glarus, wybierało się onego dnia na widowisko, które miało odbyć się na placu zabaw[1], — tam, gdzie co niedziela tańczono, śpiewano, urządzano wyścigi między dorosłymi, zapalano wieczorami fajerwerki dla dziatwy, strzelano do celu, grano w piłkę.

Wszystko wyruszało z domów, parło poprzez ulice, aby zobaczyć kaźń czarownicy — służba i państwo, pa-

  1. Historyczne: auf dem Spielhof (plac gier). Scherr T. II str. 217.