Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Aj! aj! — pobladł ze wruszenia i przysiadł.
— No! nie martwmy się — rzekła. To było tak dawno, że już nie wygląda na prawdę. Zresztą była to szalona głowa. Miał tyle grzeszków wobec policji, że prędzej, czy później, i tak... musieliby go powiesić.
— To mi sprawia wielką przyjemność. Bo nie chciałbym mieć na sumieniu poczciwca, któremu zawdzięczam ocalenie, jako i tobie!... A wiesz, pani Anno, że starałem się odszukać ciebie, aby wyrazić ci moją wdzięczność doraźnie. Pisałem do Anglii — dopytywałem się o ciebie... Nikt nie wiedział, co się z Tobą stało.
— Wyjechałam wkrótce potem do Francji...
Oczy jej zwilgotniały rosą łez... Zamyśliła się głęboko... Stanęły jej w wyobraźni — niby żywe — pamiętne wypadki tragicznej nocy, którą przeżyła na wybrzeżu angielskiem przed laty piętnastu.
Dumonceau zamyślił się również. Oczyma pamięci ogarnął dziwaczny splot zdarzeń swego życia. Wszakże tej prostaczce, która tak nagle zjawiła się u niego w chwili obecnej, zawdzięczał nie tylko życie, lecz całą swoją karierę, swój wielki majątek. Naówczas, gdy go ścigano na obcym brzegu, unosił ze sobą wielki sekret wojennego przemysłu Anglji, który stał się p dstawą jego fortuny. Dzięki kontrabandziście, który przewiózł go z rozkazu kochanki z powrotem na brzeg francuski, zdołał ową tajemnicę, zdobytą pod maską robotnika angielskiego, od-