Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w każdej chałupie mleko krowie, ser owczy ...i tył na potęgę, rozleniwiając się coraz bardziej.
Kiedy brat przedstawił go Joannie ze słowami:
— Jest to twój przyszły małżonek, jeżeli pozwolisz?“ — Wilhelm rzucił przez zęby:
— Ja nie mam nic przeciw temu!
I puścił jej prosto w nos kłąb dymu tak, że się zakrztusiła.
Wydał się jej okrutnie śmieszny, ale niezbyt miły. Odparła, krzywiąc usta grymasem:
— I ja nie mam nic przeciw temu. Stawiam tylko jeden warunek, że będzie pan trzymał się zdala odemnie o jeden krok podczas ceremonii ślubnej, ponieważ pański tytuń okrutnie śmierdzi!
— Jak Boga kocham, jest to najulubieńszy tytuń króla Fryderyka Wielkiego! zdziwił się.
Dopiero wtedy przyjrzał się z ukosa Joannie i rzekł na głos:
— Jak Boga kocham, ona jest warta... grzechu!
— Którego pan nie popełnisz! — odparła, powstając dumnie.
— Jeżeli chodzi o grzechy, pierwszeństwo ma... Król! — zdobył się na dowcip hrabia Wilhelm, składając ukłon przed odchodzącą.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W pałacu hrabiego Jana przy ulicy Neuve-des-Petits Champs przystąpiono niezwłocznie do wypracowania kontraktu przedślubnego przy