Strona:Leo Belmont - Pani Dubarry.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wszedł do sypialni. Zastał ją już ubraną, niezmiernie zdziwioną, że księcia nie było. Zresztą odgadła instynktem, że książę oddalił się, aby uszanować ją zgodnie z jej prośbą. Było jej trochę markotno. Ale w gruncie rzeczy była wdzięczna nieobecnemu, gdyż jeszcze dotąd zmysły jej spały, prześcignięte przez rozwój pięknych form ciała...
Lokaj przypuścił atak. Rzucił ją na pościel pańską. Tym razem orzeźwionej kąpielą i pokrzepionej snem siły dopisały. Jakkolwiek brutal nacierał potężnie i miał oczywistą przewagę nad jej dziewczęcą słabością, jakkolwiek była chwila, że zdawało się, iż owładnie wydzierającą się z jego objęć, jakkolwiek ścisnął ją pięścią za gardło, głusząc jej krzyk — ostatecznie poszła za nauką, udzieloną jej przez doświadczoną ex-towarzyszkę handlu: kopnęła go tak silnie, że zemdlał.
Miała wrażenie, że go zabiła. Wcale nie czyniła sobie z tego powodu wyrzutów. Ale przelękła się odpowiedzialności, sądziła, że lada chwila zjawi się policja, aby ją zaaresztować — skorzystała z otwartego okna na parterze — i uciekła przez nie cichaczem...
Postanowiła podziękować Bogu za cudowne ocalenie i pośpieszyła do kościoła...

ROZDZIAŁ XII.
Pani Rançon odzyskuje córkę.

Modliła się gorąco w bocznej nawie kościoła Św. Seweryna. Nie zauważyła nawet, że kościół