Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oto jak brzmi ta śpiewka ze swemi refraine’ami, stanowiącemi już świt wyłaniającej się Muzy kabaretu, która jest jedną z wdzięcznych bogiń Paryża, co szerzy się wpływami na świat cały.

Wielkie pany maleją,
Finansiści się śmieją,
No, a „rybki"... pęcznieją,
Rządzi babsko — Nic — Nic — Nic!
Nowych gmachów gromada;
Na to skarb się rozkrada,
Wielkie państwo upada,
A Król tylko widz — widz — widz!

Mieszczaneczka z nim gzi się,
Robi wciąż rozkosznisię,
Rządzi swem widzimisię
I dworowi niesie pech — pech — pech...
Król ma grube kłopoty,
Lecz w miłosne wpadł poty;
Śmieszny żar dla kokoty
Cały Paryż wprawia w śmiech — śmiech — śmiech...

Pod pantoflem Król wzdycha,
Kiedy dziewka ta licha,
Co na złoto li czyha,
Z rang zrobiła sprzedażny swój kram — kram — kram...

Świat się przed nią ugina
I dwór podleć poczyna,
Dawny blask zapomina
I bożyszcze chce widzieć śród plam — plam — plam...

Kto ma smak, ten przygani
Żółtej skórze tej pani,
Zimnych ślepiów otchłani...
Szyja długa, niema zęba bez skaz — skaz — skaz...