Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Wasza Królewska Mość pamięta, że królowa miała powody do uraz... do bólów... Ja sama (dodała ciszej) ponoszę winy wobec niej...“
„Ach, Marja pogodziła się z tem dawno... Jej wystarcza haft — dzieła dobroczynności i nudne konwersacje...“
„Królu! Nie raczysz pamiętać, żeś jej nieraz sprawił przykrość... Lubiłeś być złośliwym wobec niej... Jakże długo przetrzymywałeś stojącą, nim rzekłeś jej: ,Usiądź, pani!...‘ To ją odtrąciło od Ciebie.“
Ludwik XV. popatrzył ze zdumieniem na panią Mailly. I naraz roześmiał się:
„Oho! Pani zaczynasz mi rznąć prawdę w oczy... Doskonale!... upoważniłem cię do tego. Ale oddaj-że mi sprawiedliwość. Jeszcze przed paru dniami — podobnej nocy bezsennej — zapragnąłem odmodlić moje przewiny — zapomnieć nawet, że mnie poróżniła nieco z dziećmi i nasyłała na mnie ulubionych swoich klechów z kazaniami o moralności... polsko-katolickiej! Ale bacz pani... Nie uprzedzając o mojej wizycie pojednawczej, zakradłem się do jej komnat... i znalazłem ją w jej stałem towarzystwie... podczas godzinki czytania historji Francuskiej od czasów Klodoweusza. Przez otwarte drzwi dojrzałem księcia, księżnę, kardynała de Luynes... i jeszcze kilka innych zasuszonych mumij... Wszyscy drzemali... nawet stary pies Tintamarre chrapał, nieciekawy losów Ludwika Świętego, odczytywanych sennym głosem prezydenta Hénaulta... Moja żona kiwała się w fotelu z zamkniętemi oczyma... Na stole leżała czaszka trupia ,Belle Mignone‘...“
„Ach, tak! Królowej zdaje się, że to czaszka Ninon de Lenclos...“ przerwała pani Mailly.

53