Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śpiewu — i nie rozumiał cudu sztuki, tak dalekiego od natury. Sądził, że jego „marmurowej bogini“ brak zmysłów — i to sprawiało, że był spokojny o posiadany skarb. Stąd udzielił jej zupełnej wolności — nie mógł nie udzielić — albowiem w gruncie rzeczy niewidocznie zdespotyzowała jego słabą, nieco gnuśną naturę. Odsuwała go od siebie, oddana ciągłym zajęciom — kształciła się bezustannie, wchłaniała w siebie bogactwa sztuki i morze wiedzy, rosnącej w twórczym duchu czasu zdala od dworu i pustki towarzyskiej — użyczała mu krótkich chwil, niby szczodrobliwego daru. Pokorny jej woli i życzeniom wuja, względem którego czuł się zobowiązany, układał stylowe memorjały z dostarczanych mu przez pana de Tournehem danych finansowych — nie był człowiekiem bez zdolności, pisał pięknie. I tak żył pomiędzy tą narzuconą mu przez mocniejsze wole pracą i długiemi wypoczynkami wygodnisia, pomiędzy rozdrażnieniem nerwowem, wyładowującem się w grze klubowej, a leniwem rozmyślaniem o niczem, pomiędzy kornym hołdem, złożonym wiecznie zajętej bogini i wyżebraną u chwilowo łaskawej pieszczotą. Pani d’Étioles w głębi duszy pogardzała nim — ale nauczyła się go znosić we wskazanych i przyjętych przezeń posłusznie granicach.
Przemilczała przed nim o wypadkach swej wyprawy do dóbr Étioles, to jest trzech spotkaniach z królem — to była „jej rzecz“, jej tajemnica. Oboje — było to w duchu czasu i sfery — nader mało zajmowali się dzieckiem, Aleksandryną, której pokierowanie wzięła na siebie chciwie i zazdrośnie babka, pani Poisson, mieszkająca pod Paryżem. Wiadomości o małej przywoził pani d’Étioles brat jej Abel, który niedawno wyszedł ze szkoły marynarki; zawoził od matki Ale-

40