Kabalarka rzekła nieznajomej z „brodawką“:
„Prześladuje panią blondyn, który jest teraz w dalekiej podróży, zmawia się z wrogami pani i czyha na sposobność zadania pani ciosu. Zada go, jeżeli pani będzie miała chwilę słabości.“
„Blondyn... w podróży!“ teraz przyszło jej to na myśl. To nie mógł być pan d’Étioles. Oczywiście to był Latude, zbieg, znajdujący się w Amsterdamie.
„Czekam rozkazów, markizo!“ rzekł Lebel.
Wówczas wyciągnęła groźnym gestem rękę. Twarz jej była marmurowo spokojna.
„Nakazać naszemu posłowi w Amsterdamie, aby użył groźb — nie szczędził w potrzebie pieniędzy — niech zgodzi się na każdą sumę — aby zniewolić władze holenderskie do wydania Latude’a.“
„Do zezwolenia na nieoficjalne zabranie bez konsekwencji dyplomatycznych,“ poprawił Lebel.
„Sposób pozostawiam pańskiej głowie.“
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Rząd francuski przekupił władze holenderskie za 234.000 liwrów, aby nie widziały, co uczynią w dniu 1. czerwca 1756 roku przebrani ajenci policyjni z Paryża na ulicy Amsterdamu. Napadli oni na Latude’a w zaułku, w pobliżu hotelu, w którym mieszkał, skrępowali go, wrzucili do zamkniętej karety, zakneblowanego ponieśli do portu, wsadzili do kajuty na yachcie rządowym, uzyskali przepustkę na przewiezienie przez granicę Flandrji „obłąkanego krewnego“ — obchodzili się z rzekomym chorym grubjańsko w podróży — i dostarczyli go do Bastylji. Tu, jak za pierwszym razem, zerwali zeń odzież, ubrali w łachmany, obecnie zakuli w kajdany na rękach i nogach i rzucili nieszczęśliwego na garść słomy w mrocznym lochu głębokich podziemi